Co Uszczęśliwia Dzieci? (4) – LISTA MARZEŃ
Witajcie w Nowym Roku. Czy macie już zrobioną listę noworocznych postanowień? Pewnie tak, jak co roku. To już stało się naszą tradycją, że z nową datą w kalendarzu coś sobie albo komuś obiecujemy. A czy te postanowienia nie są kopią zeszłorocznych, czy nie robimy „kopiuj- wklej” by choć przez chwilę mieć poczucie, że chcemy zmiany? By się o tym przekonać wystarczy usiąść uczciwie z samym sobą, porozmawiać w skupieniu i obiektywnie spojrzeć na zeszłoroczną „listę marzeń”. Zorientować się po prostu, co się udało zrealizować, realnie zmienić, a z czego nie. Domyślam się, że sukcesu w tej materii nie będzie. Tak już z nami jest, że nasza motywacja do zmian w życiu jest równie silna jak ulotna. Zeszłoroczna porażka jednak nie zraża nas, wręcz przeciwnie, motywuje i bardzo chcemy być konsekwentni, wiarygodni i zdeterminowani, więc wkraczamy w nowy rok naładowani pozytywną energią, pełni wiary i nadziei w swoją sprawczość. Chcemy sami sobie i bliskim udowodnić, że nasze słowa nie pójdą na marne, że tym razem nam się uda. Poprzeczka jest zazwyczaj ustawiona bardzo wysoko. Chcemy przeorganizować grafik tygodniowy tak, mieć więcej czasu dla siebie i rodziny. Pracujemy nad podziałem domowych obowiązków w duchu współpracy, wspólnoty i wzajemnego szacunku, by zminimalizować poczucie permanentnego zmęczenia. Chcemy być lepszymi rodzicami, by nasze dzieci ufały nam i czuły się akceptowane i kochane. Wprowadzamy zasady zdrowego odżywiania – więcej witamin mniej cukru. Pragniemy odzyskać dawną formę – więcej ruchu mniej seriali. W pracy marzy nam się dobra atmosfera, uznanie, szacunek, awans i podwyżka, więc postanawiamy być jeszcze bardziej mili i jeszcze bardziej pracowici, by udowodnić, że jesteśmy godni. Bardzo chcemy mieć więcej czasu dla przyjaciół, wiele byśmy oddali za wspólny wieczór wypełniony szczerą rozmową, zrozumieniem i wsparciem od kogoś, komu ufamy. Gdy już skończymy spisywać w punktach nasze „eldorado” można przystąpić do działania.
Ale jak? Od czego zacząć? Jest tego tak dużo! Większość tej „litanii” nie zrealizujemy od zaraz. To proces, długi i wymagający świadomej pracy nie tylko z formą czy materią ale pracy wewnętrznej. Przede wszystkim zacznijmy od siebie. Lista, którą tworzymy – jej sukces lub porażka – zazwyczaj opiera się na wpływie innych osób. Wierzymy, że jeśli dzieci, mąż, partner, rodzice, bliscy, przyjaciele, współpracownicy będą robić to, o co poprosimy to nam się uda i „ lista marzeń” stanie się naszym życiem. Niestety, tak się nie stanie. Nikogo bowiem do niczego nie zmusimy, nikt nie zrezygnuje ze swoich wygodnych przywilejów tylko dlatego, że my mamy misję do spełnienia. Dzieci same z siebie nie oddadzą nam telefonów, tabletów i nie wyrzekną się czasu przed telewizorem, przekąsek, słodyczy itp. Mąż albo żona z dnia na dzień wspaniałomyślnie nie zrezygnują ze swoich planów byśmy mogli cieszyć się wieczorem z przyjaciółmi. Forma nie wróci w przeciągu tygodnia a nawet miesiąca, a na konto nie wpłynie premia dla pracownika roku. Napięcie, stres oraz rodzaj nieznośnego przymusu dla wszystkich zaangażowanych wbrew swojej woli w nasz plan, a przede wszystkim brak jakichkolwiek postępów spowoduje, że poczujemy złość, rozgoryczenie, zawód i bezsilność. Brutalna rzeczywistość o fiasku naszych postanowień dotrze to do nas mniej więcej w okolicach marca i cały misterny plan zamieni się w ruinę. Oskarżenia polecą w każdym kierunku, wszyscy są niewdzięczni, nie potrafią wspierać, nie rozumieją nas, utrudniają, robią na złość itp. Gdy już lista marzeń stanie się listą iluzji może dotrze do nas, że zapomnieliśmy o najważniejszej zmianie w swoim życiu… O zmianie myślenia.
P. s. Jak pisałam, obudzimy się zimowego snu w okolicach marca, więc do końca roku mamy sporo czasu na prawdziwą zmianę!😊
Iga Kamela – Nauczyciel Pracowni Rozwoju Muzyczno-Ruchowego