Morze, żagle i złośliwy Neptun – a miało być inaczej…
Złośliwy i wszechwładny Neptun od początku „korygował” i po swojemu zmieniał plany naszego oczekiwanego rejsu. Tuż na starcie mieliśmy opóźnienie w zaokrętowaniu, spowodowane trwającymi jeszcze na żaglowcu pracami remontowymi, potem koło południa rozpadało się i żegnano nas przy Wałach Chrobrego w czwartek 21 czerwca w solidnym deszczu, o czym już pisałem. Podobnie było przez cały rejs – mieliśmy stale fatalną pogodę, stale przeciwne wiatry i prądy, większość drogi pokonaliśmy na silniku, a miało być inaczej, liczyliśmy na słońce, pomyślne wiatry, piękne porty. Neptun zbierał w morzu obfite hołdy, ale to mu nie wystarczało, i tak było aż do St. Malo…
Naszym pierwszym portem było Świnoujście, gdzie pożegnaliśmy gości i gdzie cumowaliśmy jeszcze przez kolejny dzień przy Nabrzeżu Władysława IV, czekając aż fachowcy skończą przegląd statkowej elektroniki. Równocześnie trwało intensywne szkolenie naszej młodej załogi, pod okiem kadry oficerskiej, bosmanów i instruktorów. Żaglowce – zupełnie słusznie – uchodzą w morskim świecie za jedne z najpiękniejszych i najbardziej finezyjnych dzieł techniki i myśli ludzkiej, a ich prowadzenie wymaga dużego doświadczenia i praktyki. Nie przypadkowo prawie wszystkie morskie kraje – także Polska – utrzymują nadal żaglowce szkolne, gdyż nic tak nie przygotowuje młodego człowieka do pracy na morzu, jak praktyka pod żaglami, co zawsze podkreślał legendarny „kapitan kapitanów” kpt.ż.w. Konstanty Maciejewicz. Co prawda nie da się w kilka dni wyszkolić dobrego marynarza, ale i naszych załogantów – uczniów i nauczycieli – czekało zapoznanie się z żaglami, takielunkiem, pracą na rejach, stawianiem i klarowaniem żagli, kiedy tak łatwo było pomylić wszystkie brasy, gejtawy, fały, szoty, gordingi, wszystkie nazwy żagli i lin naszego „Fryderyka Chopina”. Uczyli się tego przez cały rejs, zaliczenie sprawdzianu wcale nie było łatwe…
Najlepszym egzaminatorem był jednak rozkołysany niżami Bałtyk, spokojniej było dopiero w Kanale Kilońskim, gdzie jednak dla odmiany straciliśmy kolejny dzień, czekając na dalbach – obok krów i pastwiska – na poprawę pogody na Morzu Północnym. Niże nie ustępowały, dalej znowu płynęliśmy mozolnie „pod górkę”, głównie na silniku, planowaliśmy częściową wymianę załogi najpierw w Brugii, potem w Amsterdamie, ostatecznie weszliśmy po tygodniu do Den Helder… (c.d.n.)
Tekst i zdjęcia – z pokładu „F. Chopina” – 27.06.2012: Wiesław Seidler
Na zdjęciach: Gości pożegnaliśmy w Świnoujściu (1), dalej bałtyckie niże (2), nareszcie na rejach (3), próbny alarm (4)
You must be logged in to post a comment.